Na chwilę obecną mój ulubiony film Wesa Andersona. Ale cóż się tu dziwić, skoro miałam 11,5 lat (sic), kiedy wchodził do kin. Bill Murray z wiekiem coraz bardziej interesujące role grywa, plus do twarzy mu z tą siwizną, trzeba przyznać. Soundtrack cudowny, jak zawsze. W sumie każdy soundtrack, który zawiera jakiś utwór Sigur Rosa jest warty przesłuchania. Ogólnie polecam, ode mnie 8/10.